Wizyta w Dzikim Młynie w Parku Sowińskiego na warszawskiej woli była, nie ukrywam, wynikiem mojego lenistwa - strasznie ale to strasznie nie chciało mi się robić obiadu w sobotę, wybrałam wizytę na siłowni i przegląd ciuchów w szafkach:)
A visit in a restaurant called „Wild mill” in Warsaw district Wola - was a result of my laziness – I didn’t feel like preparing dinner last Saturday – I chose going to gym and reviewing my wardrobe instead of spending time in the kitchen:)
Wiem, że to blog o gotowaniu, ale czasem ma się takie dni:) No może nie wszyscy tak mają?:)
I know it’s a blog about cooking but from time to time such days happen:) Well, maybe not to everybody?:)
Restauracja jest ładnie położona, jak wspominałam, w parku, wnętrze zaś to taki eklektyczny miszmasz.
The restaurant is nicely located in a park, as I have mentioned and the interior is a bit eclectic.
Było raczej zimno, więc naszym pierwszym daniem był kociołek z zupą gulaszową – bardzo dobry, naprawdę nic nie mogę mu zarzucić – sycący i dobrze doprawiony!
It was rather cold so our first dish was a kettle with goulash soup – very good, really, I can’t say a bad world about it – it was stodgy and well spiced!
Ponieważ swego czasu często bywałam na Ukrainie, jeśli w karcie widzę ukraińskie jedzenie, z reguły muszę spróbować. Wareniki (małe pierożki z mięsem) podane ze śmietaną, były nieco za mało słone i pikantne, poza tym widać było, że jakiś czas spędziły w zamrażalce, co jednak nie przeszkodziło mi ich zjeść z apetytem (chyba mocno głodna byłam…).
Because I used to visit Ukraine very often, if I see in the menu some Ukrainian dishes, usually I cannot resist. Wareniki (small dumplings with meat) served with cream were a bit not enough salty and spicy and besides it was obvious that they had spent some time in the fridge but it did not influence the fact that I ate them with pleasure (I must have been very hungry…).
Jacka wybór był typowo męski – schabowe z kapustą. Uszczknęłam kawałek i znów wszystko bardzo poprawnie.
Jacek’s choice was of a male type – pork chop with cabbage. I tried a bit and again – everything very correct.
Choć Dziki Młyn jest daleki od wyrafinowanej kuchni, to jednak obiad można w nim zjeść:) Poza tym teraz naszła mnie taka refleksja, że nasz wybór menu uświadomił mi boleśnie o nieodwracalnym nadejściu jesieni!
Wild mill is far from a sophisticated cooking but still you can have a dinner here:) Besides now I feel like fall has come looking at our choice of dishes!
Ale super wyprawa :)
OdpowiedzUsuńwłasnie jesli jestesmy głodni to takie menu !! jest ok ! My takie lubimy (czyli ja i mój M ).. taka koleje rzeczy , teraz jesien..ale te kociołki mi się podobają..myślę o zakupie takiego do domu tylko jakiś dobry wybrać muszę.Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZupkę gulaszową i Ja bym zjadła ze smakiem:)Każdej dobrej "kucharce"należy się mała odskocznia
OdpowiedzUsuńU każdego bywają takie dni.
OdpowiedzUsuńPoza tym dobrze zmienić kuchnię na chwilę.
Super wyprawa, w dodatku bardzo smaczna :)
OdpowiedzUsuńtak, taki kociołek to fajna sprawa!
OdpowiedzUsuńoh my, this goulash soup had me drooling all over the computer screen
OdpowiedzUsuńThose are definitely winter or autumn food choices! I like your second photo with the reflection and now I am really hungry for those dumplings.
OdpowiedzUsuńMandy, nice to see youe here!
OdpowiedzUsuńlubię takie obiadowe wypady :)
OdpowiedzUsuńKociołek z zupą prezentuje się nad wyraz smakowicie! ;) Olu, aż jestem ciekawa, jak skończył się Twój przegląd ciuszków w szafie? Standardem "nie mam się w co ubrać"? Bo aż niewiarygodne, ale ostatnio usłyszałam to z ust Mego Jedynego! ;))
OdpowiedzUsuńHey ! You need to get your priorities straight ! And going to the gym and checking our your wardrobe takes precedence over cooking ! lol Anyway , the food looks yummy !
OdpowiedzUsuńTen kociolek z zupa gulaszowa...mmm...:)))
OdpowiedzUsuńRenula, zakończyło się wielkim wyczyszczeniem z niepotrzebnych rzeczy:)
OdpowiedzUsuńAnne-true!